Hopp til innhold
Kronikk

Kozły ofiarne zarazy

Zakażenia korona wirusem wywołują duże zaniepokojenie wśród polskiego środowiska w Norwegii aby nie stało się ono cichą „tykającą bombą” w nim jako równoległym społeczeństwie.

lN-MRH3K3Kc

Władze norweskie nie potrafią przedostać się do hermetycznego środowiska polskiego - podaje autorka kroniki. Na zdjęciu robotnik budowlany w Warszawie w październiku br. Polska jest krajem, który zmaga się z dużą liczbą zakażeń. Od początku pandemii na koronawirusa chorowało w Polsce ponad milion osób.

Foto: Jaap Arriens / NTB SCANPIX/SipaUSA

Przez długi czas myśleliśmy, że udało nam się zwalczyć infekcję korony wirusa wśród Polaków w Norwegii.

Podjęliśmy wszelkie dostępne działania, aby ograniczyć infekcję.

Niestety obecnie infekcja wśród Polaków eksplodowała do niemal biblijnych rozmiarów.

Dla mnie jak najbardziej naturalnym było włożenie wkładu w zwalczanie wirusa razem z wieloma innymi dobrymi pomocnikami i współpracownikami.

Wyemigrowałam z Polski ponad 40 lat temu, obecnie jestem kierownikiem stowarzyszenia Polonia i redaktorem polsko-norweskiego portalu polonia.no.

Niestety obecnie infekcja wśród Polaków eksplodowała do niemal biblijnych rozmiarów:

Przeczytaj tę kronikę po norwesku.

Wedle raportu Inst. Zdrowia Publicznego (FHI) pt. «Covid-19 wśród Polaków w Norwegii» z dnia 10. listopada, na przełomie września i października liczba zachorowań dramatycznie wzrosła.

W tygodniach 8-38 (od końca lutego do połowy września) skala zachorowań wśród Polaków wynosiła zaledwie 5% na tle innych obcokrajowców mieszkających w Norwegii.

W tygodniach 39-45 (od drugiej połowy września do początku listopada) liczba zarażonych wynosiła już 27% na tle obcokrajowców rezydujących w Norwegii.

Najnowsze dane FHI mówią o 2.000 zarażonych Polakach, stanowiąc tym samym najliczniejszą grupę urodzoną poza Norwegią.

Nikt do końca nie rozumie przyczyny tego polskiego zakażeniowego tsunami, które nawiedziło Norwegię późną jesienią.

Najprawdopodobniej jest to tak zwana importowana infekcja, która jest przenoszona przez granice kraju przez dojeżdżających do pracy pracowników z Europy Wschodniej.

To właśnie tych zagranicznych pracowników władze norweskie mają na, które to ogłosiły w tym tygodniu, że nie unikną nowej fali infekcji po ich powrocie do Norwegii po Nowym Roku.

Wielu Polaków w Norwegii żyje w sztucznie stworzonym społeczeństwie równoległym, które niestety się rozprzestrzenia.

Tak, Polacy stoją mniej lub bardziej nieumyślnie - a być może także bezwiednie- na czele tego dramatycznego rozwoju rozprzestrzeniania się infekcji korona wirusa.

Dzieje się to w całym kraju, nie tylko na terenach naporu demograficznego i gęsto zaludnionych miastach.

I podobnie jak nosicielom dżumy ze słynnej powieści Alberta Camusa „Dżuma”, Polakom można będzie być może wkrótce odmówić wjazdu do Norwegii.

Co takiego zrobili źle, aby uzyskać niepochlebny status głównych roznosicieli zarazy?

My, jako polska diaspora w Norwegii, jesteśmy bardzo zaniepokojeni coraz to nowymi, alarmującymi liczbami zainfekowanych Polaków, pomimo tego, że liczba zakażeń ostatnio spadła.

W szczególności, gdy Przewodniczący Rady Miejskiej w Oslo, Raymond Johansen, ostrzega przed nową (domniemaną) katastrofą koronową, kiedy przedstawia przerażającą wizję zainfekowanych 84 lotów Wizzair z Polski do Norwegii w styczniu.

Albo w świetle niedawnych wypowiedzi Jonasa Gahra Støre'a na temat niewłaściwego potraktowania przez tutejszy rząd przepisów dotyczących kwarantanny, zgodnie z którymi zagraniczni imigranci zarobkowi zostali - droga wyjatku- zwolnieni z obowiązku kwarantanny na podstawie tajemnego porozumienia z Norsk Industri.

Czy rzeczywiście jest tak, że za rozprzestrzenianie się infekcji po całym kraju należy przede wszystkim winić Polaków?

Odpowiedź brzmi: I tak i nie.

Tak, ponieważ fizycznie przyczyniają się do rozprzestrzeniania się infekcji. Mamy przejrzyste dane lstatystyczne na ten temat.

I tak, zarówno tak, gdyż zawsze znajdą tacy, którzy bagatelizują przepisy dotyczące kwarantanny.

Niektórzy Polacy wjeżdżają do kraju ze sfałszowanymi testami nie potwierdzającymi obecności korony wirusa, które z najprawdopodobniej można zakupić za tanie pieniądze w swoim kraju. Robią to, aby uniknąć niezapłaconych okresów pracy, spowodowanych warunkami kwarantanny.

Dlatego testy graniczne powinny być obowiązkowe.

Inni wykorzystują tę sytuację, i chaos, który panuje, jeśli chodzi o różnorakie zalecenia władz zdrowotnych, gdyż norweskie władze nie docierają w pełni do mniejszości narodowych.

Innym wytłumaczeniem jest to, że Polacy najchętniej wolą przestrzegać wyraźnych zakazów lub nakazów władz.

Zalecenia są często ignorowane, zwłaszcza gdy nie pociągają za sobą wymiernych środków karnych, takich jak grzywny.

Dlatego testy graniczne powinny być obowiązkowe, zgodnie z obowiązkową kwarantanną.

Wyjątki od kwarantanny z pewnością nie powinny mieć miejsca, niezależnie od tego, czy dotyczy to filipińskich pracowników Hurtigruty, zagranicznych pracowników służby zdrowia czy Polaków w branży naftowej.

Wirusa nie można zatrzymać w żaden inny sposób, niż tylko za pomocą ścisłej. przetrzeganej kwarantanny.

Każdy z nas musi ostro zwalczać wszelkie próby obejścia surowych przepisów dotyczących kwarantanny. Także ci przekraczający prawo wśród samych Polaków, którzy świadomie, z premedytacją lamią przepisy kwarantanny.

To „niewidzialni imigranci” Norwegii, biała mniejszość.

Zamiłowanie do teorii spiskowych jest również powszechne w polskim środowisku. Wiele osób po prostu nie wierzy w istnienie korony lub jest sceptycznie nastawione do szczepionek.

Szczepienia przeciwko koronie to kolejny rozdział, który wymaga ukierunkowanej zmiany nastawienia na niego z biegiem czasu - choć jest to nie cierpiący zwłoki temat, który to powinno się zacząć nagłaśniać już od DZIŚ.

Być może najważniejszą przyczyną rozprzestrzeniania się infekcji wśród Polaków jest brak dostosowanych informacji. Norweskie władze nie docierają do często hermetycznie zamkniętego, polskiego środowiska.

Mają z nim zbyt słaby, bezpośredni kontakt.

Polacy to największa grupa imigrantów w Norwegii, ale mimo to wielu z nich praktycznie nie zna norweskich praw i przepisów. Niewielu mówi, pisze lub rozumie norweski wystarczająco dobrym poziomie.

Szczególnie wspomnę tu o polskich imigrantach pracujących lub dojeżdżających do pracy z krótkim pobytem w Norwegii. Osoby te mają słabą wiedzę o społeczeństwie norweskim oraz jego prawach i przepisach lub nie mają jej wcale. Nie czytają norweskich gazet, nie oglądają norweskiej telewizji ani nie słuchają norweskiego radia.

Równocześnie znacząco tez spadł status Polaków w społeczeństwie norweskim.

Wielu z nich jest również odizolowanych od społeczeństwa w wyniku dalekich dojazdów do pracy.

Często żyją w trudnych psychosocjalnych warunkach, również mieszkaniowych, padają ofiarą dumpingu socjalnego i tzw. śmieciowych kontraktów pracy oraz nieuczciwych pracodawców - lub, co gorsza, rażącego wyzysku na rynku pracy.

Wielu Polaków w Norwegii żyje w sztucznie stworzonym społeczeństwie równoległym, które niestety się rozprzestrzenia.

To „niewidzialni imigranci” Norwegii, biała mniejszość.

Tym samym w niewielkim stopniu są objęci działaniami integracyjnymi, które dotyczą tylko uchodźców.

Szczególnie «nowi Polacy», czyli imigranci zarobkowi, są i pozostają niezintegrowani.

Nie przyznają się, że są z Polski.

Polskie środowisko nie jest dostatecznie brane pod uwagę co do bezpośredniego doradztwa, gdzie rozmawia się „o”, a nie „z” imigrantami, co w innym przypadku jest wspólne dla kilku innych społeczności imigranckich.

Przytoczę tu pewne znane, stare sformułowanie używane w Polsce, które pasuje do sytuacji, w której się znajdujemy: Nihil novi - „nic o nas - bez nas”.

Powinno to być raczej normą niż wyjątkiem w pracy związanej z kontrolą zakażeń.

Niebezpieczeństwo infekcji budzi duże obawy, że polskie środowisko stało się cichą, „tykającą bombą” równoległego społeczeństwa w Norwegii.

Wirus uwidacznia, podkreśla problemy, które już istniały.

Równocześnie znacząco tez spadł status Polaków w społeczeństwie norweskim.

Wcześniej byli związani ze znanym związkiem zawodowym Solidarność i walką o wolność w Polsce, której to bohaterów podziwiano.

Dziś Polacy są postrzegani jako siła robocza wykonująca prace, których Norwegowie nie chcą.

Wielu z nich nie ma odwagi wypowiadać się na temat problemów, z jakimi borykają się w miejscu pracy lub na rynku mieszkaniowym.

Nie przyznają się, że są z Polski, a jednocześnie polskie konflikty polityczne są importowane do Norwegii tworząc podziały.

W takiej sytuacji trudno jest iść w tym samym kierunku. Wspólna praca staje się niemożliwa.

Zalecenia są często ignorowane.

Ale nie jest za późno, aby powstrzymać infekcję importowaną. Konieczne są konsultacje z Polakami i wszystkimi innymi grupami imigrantów.

Potrzebny jest bardziej bezpośredni dialog z władzami i bardziej ukierunkowane prace informacyjne skierowane bezpośrednio do grupy imigrantów, oprócz wiadomości tekstowych z informacjami dotyczącymi kontroli zakażeń w ich własnym języku.

Media polskojęzyczne są szalenie potrzebne, aby sprostać zapotrzebowaniu na informacje w zrozumiałym, ojczystym jerzyku. Chętnie będziemy współpracowac bezpośrednio z NRK.

Wpierw jednak grupy imigrantów muszą zdobyć więcej pieniędzy, aby wspólnie walczyć z infekcją.

Wirus nie zna bowiem żadnych granic.

(Autorka kroniki jest członkiem partii Høyre (H, Prawica) i członkiem Komitetu Wzrostu, Kultury i Czasu Wolnego Søndre Nordstrand. Dodatkowo jest członkiem Rady Użytkowników Ministerstwa Zdrowia.)